Jak zatrzymać młodych na obszarach wiejskich? fot.MRiRW. Szef resortu rolnictwa zauważył, że obszary wiejskie oferują to, czego nie ma w metropoliach, a co jest cenne – bardziej spersonalizowany kontakt, brak anonimowości. – Anonimowość może być pozornie wygodna, ale nie pomaga w zawieraniu przyjaźni, czy gdy potrzeba pomocy.
@Creed-Bratton: . To wyk0pki ścierwa wiecznie marudzą jakie to straszne piekło mężczyzn nastąpiło, bo kobiety mają nieco łatwiej niż miały przez poprzednie tysiąclecia. To straszne że już nie można sobie obcej baby poklepać po dupie albo zgwałcić i dać w mordę, gdy jest się jej mężem. Jest dokładnie odwrotnie. Właśnie problem polega na tym, że to się już skończyło (wiadomo patologie się zdarzają ale to już nie jest norma) kobiety obecnie mają więcej przywilejów niz mężczyźni, a nadal twierdzą, że są traktowane gorzej. Tak jakby nic się nie zmieniło, a zmieniło się mocno wszystko. Dam taki przykład. Jestem za aborcją na życzenie. Jednakowoż jestem też za zniesieniem alimentów. Dlaczego facet ma płacić jak nie chce dziecka, a kobieta jednak chce urodzić w sytuacji kiedy to np facet chce dziecka ale kobieta nie to wtedy facet ma zamknąć p%%!e. Jej ciało, jej sprawa. Utrzymanie tak samo skoro dala dupy byle komu co chciał tylko poruchac, a nie zakładać rodzine. Tutaj nagle równości nie ma. Zawsze na korzyść kobiety. Rozumiesz problem? Obecny feminizm nie walczy o równość tylko o przywileje. PS: uzupełnię wypowiedź zeby było jasne. Alimenty powinno się płacić tylko wtedy kiedy facet chciał dziecka, a jednak zostawil potem kobietę z tym dzieckiem samą.
Po powrocie do domu wieczorem, znużony, wkrótce udał się na spoczynek. Po kilku godzinach zjawił się przed nim znów diabeł ponawiając propozycję mając już przygotowany do podpisu cyrograf. Owczarz tłumaczył się brakiem pióra, lecz diabeł był na to przygotowany, na wykręt owczarza, że nie posiada atramentu też znalazł sposób. Jak ochronić zwierzęta przed upałem? Upały dokuczają nie tylko nam, ludziom, ale również naszym pupilom, czyli tym domowych zwierzakom, ale też tym przebywającym obok naszych domów, działek i pól. Upał jest groźny dla zwierząt! Praktycznie porady dla właścicieli psów, kotów. Jak ustrzec zwierzęta przed wysoką temperaturą?KOTYKoty zazwyczaj lubią upały, ponieważ to z natury zwierzęta ciepłolubne. Jednak warto pamiętać, że prawie nie wydalają potu, a na pewno w takiej ilości jak na przykład zazwyczaj lubią upały, ponieważ to z natury zwierzęta ciepłolubneU kotów gruczoły potowe są ulokowane na podeszwach łap i pod pachami. Mimo nawet te „kanapowce”, mimo wysokich temperatur, powinniśmy na chwilę wypuścić poza dom – oczywiście późnym wieczorem lub wczesnym rankiem.„Dachowce” zazwyczaj dają sobie radę same, ale warto gdzieś w pobliżu domostwa zostawić im miseczkę z wodą…PSYUpałów raczej nie lubią psy i to też wynika z ich natury. Bo one wydalają – w przeciwieństwie do kotów – dużo wody pyskiem i dlatego potrzebują dużo wody, szczególnie gdy temperatura przekracza 30 stopni raczej nie lubią psyTo właśnie psy są najbardziej narażone na przegrzanie, szczególnie te przykute na łańcuchach do trzeba przede wszystkim na te najstarsze psy, które mogą chorować na przykład na nadciśnienie i inne choroby kardiologiczne. No i - tak jak z dziećmi - nie zostawiajmy ich w nagrzanych, zamkniętych NA GROŹNE OWADY: UKĄSZENIA KLESZCZY, KOMARÓW I PAJĄKÓWZobacz najbardziej jadowite pająki w PolsceBorelioza - objawy i leczenieProste sposoby na odstraszanie komarówOto najbardziej jadowite owady w Polsce!STRZYŻENIEW czasie upałów zalecane jest strzyżenie zwierząt (nie tylko rasowych), aby ułatwić im utratę jednak w tej kwestii skonsultować się z CO TYMI NAJMNIEJSZYMI?Małe zwierzaki (króliki, chomiki, świnki morskie, żółwie, kanarki itp.) nie powinny przebywać w upalny dzień na balkonie, gdyż ze względu na małą masę ciała są bardziej narażone na udar PTAKITu tylko jedna porada: zostawiajmy w pobliżu ich gniazd pojemniki z WYTRZYMAŁE ZWIERZĘTA NA TEMPERATURĘSą za to zwierzęta, którym wysoka temperatura nie ryby z rodziny karpieńcowatych z podgatunku Julimes - jest w stanie wytrzymać w źródłach El Pandeno temperaturę sięgającą nawet 46 st. jeszcze bardzie wytrzymały jest… osioł z północnej Etiopii, czyli z miejscowości Dallol. Tam temperatura dochodzi często do 49 stopni Celsjusza. Te zwierzęta są znane z tego, że potrzebują do życia bardzo mało wody, prawie tak jak „PODLEWAĆ” ZWIERZĄT, ALE TYLKO JE… DELIKATNIE SPRYSKIWAĆ!Uwaga, nie schładzajmy zwierzęcia wodą, bo zrobimy mu tylko w ten sposób schładzajmy zwierzęcia wodąGdy jest bardzo gorąco, ostatecznie można go lekko spryskać wodą i nakryć czworonoga CZYTAJ INNE ARTYKUŁYAreszt na 3 miesiące dla kobiety która głodziła psaSkatowany pies Fijo znalazł dom w Łodzi 65-letni mężczyzna znęcał się nad psem w gminie Rawa MazowieckaMyśliwi znęcają się nad dzikami w Piotrkowie Trybunalskim?Skazany na więzienie za znęcanie się nad psemSzukamy zwyrodnialca, który zakopał psa żywcem [ZDJĘCIA]Wentylator przenośny. Zobacz ofertyMateriały promocyjne partnera
@sajo: Teraz jest o niebo lepiej, ale to nie tak, że nie ma już takich miejsc. Zgadza się, na filmiku mamy nie wieś a bardziej turystyczne miasteczko Czarny Dunajec nieopodal Zakopanego, dosyć bogate jak na standardy Polski (mediana zarobków w nowotarskim to 3500 zł) i uprzemysłowione (vide spora fabryka 8:51).
Nie ma to jak wakacje na wsi Witaj na największym portalu ze śmiesznymi obrazkami i filmikami w Polsce Jak się tu znalazłeś to zapewne szukałeś śmiesznych filmików lub, obrazków . Najważniejsze, że trafiłeś do nas, bo to wszystko znajdziesz właśnie na Nasza strona portalu to jak i największy zbiór z najnowszymi obrazkami i filmikami. Zobacz Nie ma to jak wakacje na wsi za darmo, bez żadnych ukrytych opłat w formacie graficznym. Znajdziesz tu wiele wiele innych śmiesznych obrazków. Nie pozostaje nam już nic innego jak zaprosić Cię do przeszukania naszych pozostałych kategorii. Wierzymy, że dzięki obrazkowi Zobacz obrazek Nie ma to jak wakacje na wsi polubisz nasz portal ze śmiesznymi obrazkami, bo to właśnie dla takich ludzi jak Ty nasi Moderatorzy oraz Administratorzy całą dobę starają się uzupełniać nasze kategorie z obrazkami i filmikami po to żeby (Wy) pasjonaci obrazków mieli okazję zobaczyć najnowsze i najlepsze obrazki i filmiki. Tak więc dla przypomnienia, oglądasz właśnie Nie ma to jak wakacje na wsi, który został dodany do naszego portalu przez DaVeB do kategorii Śmieszne Obrazki dnia 2020-04-20. Zapraszamy także do obejrzenia innych śmiesznych obrazków. Znajdziecie u nas najnowsze śmieszne filmiki i śmieszne wpisy z internetu i nie tylko. Tłumaczenie hasła "wczesnym rankiem" na angielski bright and early jest tłumaczeniem "wczesnym rankiem" na angielski. Przykładowe przetłumaczone zdanie: Ale powinniśmy wrócic do szkoły w poniedziałek jasnym i wczesnym rankiem. ↔ But we should be back to school bright and early Monday morning.  Wierszyki z wojska. a mnie na to jak na lato :) Dodał: J23 Data dostarczeniaj: 13,07,2010 Dziś pięćdziesiąt masz do zera, Więc się nie bój oficera. Dodał: MARIO Data dostarczeniaj: 12,07,2010 Admin pisz sobie sam wierszyki!!! Dodał: Zdenek Data dostarczeniaj: 12,07,2010 Niebo huczy,ziemia jękła?? nie rezerwie stówka pękła. Dodał: ~Jazon Data dostarczeniaj: 12,07,2010 Po studniówce same straty Kilku poszło dziś za kraty Dodał: ~Jazon Data dostarczeniaj: 12,07,2010 Przejdziesz Wędrzyn, przejdziesz Orzysz To na wojsko ch... położysz Dodał: ~Jazon Data dostarczeniaj: 12,07,2010 Nie ma to jak na wsi rankiem Pachnie gównem i rumiankiem Mucha dupcy karalucha Żaba w stawie dupę moczy QWA jaki dzień UROCZY. Dodał: ~Jazon Data dostarczeniaj: 12,07,2010 Porządzimy dziś na mieście, Do cywila całe dwieście. Dodał: MARIO Data dostarczeniaj: 11,07,2010 Dwuletnie wczasy,jak ze snu a sponsorem tych wczasów było WKU. Dodał: Bongo80 Data dostarczeniaj: 10,07,2010 Pierwszą blachę daj dziewczynie, To Ci fala szybko minie. Dodał: MARIO Data dostarczeniaj: 10,07,2010 3002Wierszyków Ilość wierszyków dodanych przez rezerwistów 312Postawionych browarów Liczba postawionych browarów za wiersz. 31Rez. Mario dodał najwięcej wierszyków.
A nie na odwrocie! Słabe są tłumaczenia, że "ja tak adresuje, a mi dochodzi!". Dziś dochodzi - zmieni się człowiek na sortowni, listonosz albo kurier i dojdzie po tygodniu. Jeśli w mieście, w którym jest poczta, nazwą nową ulicę tak samo, jak nazywa się wiocha, to źle zaadresowany list trafi do obcego człowieka!
25. rocznica powodzi tysiąclecia. „Trzeba było trochę z tego żartować, opowiadać kawały, żeby rozbrajać sytuację i nie wysiąść psychicznie. Mąż powiedział, żebym nie narzekała, bo w końcu zabrał mnie do Wenecji w spóźnioną podróż poślubną. A w zasadzie Wenecja sama do nas przypłynęła”Kinga Kowalewska-Koziarska, właścicielka winnicy w Starej Wsi: – Pamiętam też inną powódź. Z lat osiemdziesiątych, zimową. Stan wody praktycznie identyczny jak ten w 1997 roku. Byłam dzieckiem i zapamiętałam, jak Odra wyła. Coś strasznego. Wtedy zima była zimą, lód – lodem i pękały tafle. Woda podnosiła się, wchodziła między drzewa i łamała się o nie. Głuchy jęk. Faceci chodzili z pochodniami i patrzyli na stan wody. Musieli trzymać rękę na pulsie, żeby wiedzieć, czy musimy się już ewakuować. Dlatego początkowo podczas powodzi stulecia byliśmy we wsi przekonani, że damy radę. Ale straszenie w telewizji sprawiło, że każdy z nas widział ścianę wody, która na nas idzie. Nakręcaliśmy się. Meble wynieśliśmy na górę. Widzi pan ten kredens? Od powodzi ma pękniętą szybkę. Mama nie chciała tego naprawiać. Na nasz sklepik wnieśliśmy byliny. Tyle, ile mogliśmy. Stwierdziliśmy, że nie jesteśmy w stanie uratować krzewów, które rosną, to przynajmniej one będą jakimś matecznikiem. Nie wiedzieliśmy, co z tym zrobić. Znajomy przyjechał transportowym autem i wziął na swoją działkę trochę naszego materiału. Dbał o niego sam przez prawie w takich momentach pokazują, jacy są w ‘97 zaopiekowali się znajomi z Zielonej Góry. Znajomi, nie rodzina, co też jest znamienne. Zamieszkałam przy ulicy Zawadzkiego „Zośki”, a moi rodzice przy Batorego. Zabraliśmy ze sobą nasze dwa duże psy: Sabę i Atamana. Sama czułam się jak bezpański pies, mimo że do domu miałam niespełna 30 km. Trudne doświadczenie bezdomności. Powrót do Starej Wsi był moim jedynym marzeniem. Czułam bezsilność, bo nie mogłam nic zrobić. Gdy obserwuję dziś Ukrainki, które z dziećmi muszą uciekać przed wojną, myślę, że czują podobnie. Chociaż nie da się porównać naszych sytuacji, ich jest dużo bardziej tragiczna. Nam natura zabierała domy, a ich mordują Rosjanie. Ale to też jest strata. I jak się w tym odnaleźć?(…)Powódź pokazała, że człowiek szybko potrafi przystosować się do każdej sytuacji, co czasem jest dość absurdalne. Momentalnie pojawiły się mniejsze lub większe łódki, pontony. Tak po prostu. Nagle znalazła się stara omega, która robiła za autobus. Nazwaliśmy ją Powsinoga. Nawet na prześcieradle namalowałam psa, miała taką flagę. Łodzią przywozili jedzenie: konserwy, chleb. I rachunki, od nich nie uciekniesz. Mężczyźni wiosłowali do Nowej Soli 40 minut, bo nie mogli płynąć po linii prostej, tylko musieli wytyczyć szlak pomiędzy ogrodzeniami, murkami. Woda pokazuje, gdzie są górki i pagórki, których normalnie nie nie było w domu cztery dni. Dwa przesiedzieliśmy w Zielonej Górze. Mama dłużej, u przyjaciółki zajęła się myciem okien. Tata zadzwonił do mnie i powiedział, że musi coś zrobić, dłużej nie wysiedzi. Wsiedliśmy do busa, pojechaliśmy do sztabu w „Spożywczaku”. Przespałam tam dwie doby. Tata stwierdził, że będzie pomagał swoim ze Starej Wsi. Autem woził ludzi, krowy, świnie, meble. Kobietom załatwiał podpaski. Dopiero wieczorem wracał do Zielonej Góry. Ja pomagałam w szkole przy rozładunku darów. To mi pomagało. Potem dobrze spało mi się pod szkolną Wieś w lipcu 1997 w Nowej Soli, godzina Panowie podpłynęli omegą. Tata do niej wsiadł, po czym na chwilę wysiadł, ale zobaczyłam, że na desce leży klucz do naszego domu. Wzięłam go, wsiadłam do łódki i popłynęliśmy bez niego. Krzyknęłam tylko: „Tato, będę pierwsza, a wy przyjedziecie następnym kursem!”. Ale był na mnie zły, że jadę sama. Stwierdziłam, że dłużej już nie wytrzymam. „Ja chcę do domu!”, jak mała dziewczynka. Gdy dopłynęliśmy, zobaczyłam w wodzie dwie wielkie puchy po jakichś chemikaliach. Jedną postawiłam na schodach. Wtedy okazało się, że ludzie trzymają we wsi różne sprzęty, których nie powinni mieć, np. kusze. Mamy jedną z najwyżej położonych posesji we wsi i woda była do drugiego stopnia od góry. Drżąc, przekręciłam klucz w drzwiach. Otworzyłam i poczułam ulgę, bo nie weszła do domu. Byłam szczęśliwa. Rodzice przypłynęli wieczorem. Najpierw na mnie nawrzeszczeli, ale szybko im przeszło. Otworzyliśmy drzwi na taras, wyszły psy, obwąchały okolicę. Wyobraża pan sobie, że póki wokół był wysoki stan i nie było widać kawałka gruntu, żaden pies nie szczekał i w ogóle nie śpiewały ptaki? Całkowita cisza. Saba i Ataman zaczęli szczekać, jak woda troszkę zeszła i pojawił się kawałek ziemi. Kot w czasie powodzi musiał sobie radzić sam, bo wcześniej nam uciekł. Dał radę. Jak otworzyliśmy drzwi, było jedno wielkie miauczenie. Nad drzewami widziałam mnóstwo wielkich komarów. Wyglądały jak znaki dymne, które robią Indianie. Aż ruszały się od nich się załamała. To ją diametralnie zmieniło już do końca życia. Nigdy nie odzyskała pierwotnej charyzmy. Tak jakby coś w niej zgasło. Nie mogła wtedy podjąć żadnej racjonalnej decyzji. Stała na środku podwórka i nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Wtedy się poddała. Czy rozmawialiśmy z nią o tym później? O takich rzeczach nie trzeba rozmawiać. To się widzi. Przecież obserwujesz w domu najbliższą osobę i widzisz, jak ona się zmienia. Później walczyła, podnieśliśmy się z kolan, ale to w niej zostało. Z tatą musieliśmy przejąć wodzie żyliśmy sześć tygodni. Wszystko dookoła było suche, ale Stara Wieś pływała nadal. Musieli wysadzić drogę pod most, żeby znalazła ujście. Nauczyliśmy się z nią funkcjonować. Nabraliśmy do tego dystansu. Musieliśmy nauczyć się z tym żyć. Nikt nie lamentował. Mama dalej myła okna, tyle że już u nas. Potrafiliśmy rozpoznać, kto płynie, po tym, jak woda odbijała się o budynek. Czasami przypływali policjanci, piliśmy kawę. Od powodzi zaczęłam obchodzić imieniny – 24 lipca, Kingi. Nigdy tego nie robiłam. Jest pukanie do drzwi, my z mamą same w domu, bo tata wypłynął rano, żeby ratować świat, a Zbyszek i inni sąsiedzi przychodzą i mówią: „Kinga, masz dzisiaj imieniny, chcieliśmy ci dać kwiaty!”. Dali mi też ogromnego karpia, który pewnie uciekł gdzieś spod Bytomia dziennikarze nas wkurzali. I dziennikarki. Jedna zapytała chłopaków: „No i jak sobie radzicie?”. A oni: „W porządku. Ale proszę nie wkładać ręki do wody, bo sąsiadowi uciekł aligator!”.Najgorzej było po, jak woda już zeszła. Zobaczyliśmy skalę zniszczeń. Do tego okropny smród. Jak byłam w jakiejś sprawie w Nowej Soli i wracałam do wsi, uderzał mnie odór zgnilizny. Wyjechałam po coś do Głogowa, zaszłam do chrzestnego i on spytał, czy nie chcę przypadkiem się wykąpać. Powiedziałam, że przecież się kąpałam. Kiedy wróciłam, uświadomiłam sobie, o co mu chodziło. Byliśmy tak przesiąknięci tym zapachem, że nawet go na sobie nie czuliśmy. Pokazało się mnóstwo mułu, pognitych roślin. Wszystko trzeba było wyczyścić: od chodnika, przez krawężnik, po ogrodzenia. Szczotkami ryżowymi ludzie czyścili oczka w siatkach, bo wszystko było wyglądał tak, jakby ogarnęła go nie woda, a ogień. Był czarny, popalony.„Nowa Sól by zniknęła”– Dlaczego starałam się jak najprędzej wrócić? Bo jak przerwało u nas wał i zaczęły wyć syreny strażackie – mieszkanka Starej Wsi Małgorzata Bińkowska usiłuje nie płakać – ludzie w Przyborowie czy Siedlisku, którzy uciekli tam przed wodą, nie wiedzieli, co tak naprawdę dzieje się z ich domami. Nie mogłam znieść przekazu w mediach, bo on się kłócił z tym, co przekazywali sąsiedzi na miejscu. Zupełnie sprzeczne informacje. Pokazywali w telewizji działki na Południowej, gdzie altanki były zalane po sam dach, mówiąc, że tak wygląda sytuacja w Starej Wsi. To mnie bolało. Niektóre domy stały puste i ludzie się o nie bali. Chcieliśmy tylko rzetelnej informacji. Wiedziałam, że muszę wrócić i zobaczyć to wszystko na własne oczy, bo dostanę na Starej Wsi wróciłem po kilku tygodniach, żeby spotkać się z Jerzym Bińkowskim i jego żoną. Przy bramce wita mnie Lara, duża, przyjazna suczka. Jerzy jest sołtysem, przed ich posesją lśni tabliczka, która to komunikuje. Ona pochodzi z Przyborowa, on z Siedliska. Mieszkają w Starej Wsi od 1991 r. Cenią sobie tutejszy spokój i w ‘97 było praktycznie pewne, że Odra wyleje, Jerzy został na miejscu. Małgorzata: – Studiowałam wtedy wychowanie techniczne. Akurat zaliczyłam najtrudniejszy egzamin z technologii drewna i myślałam, że to będzie szczęśliwy dzień. Sądziłam, że już nikt i nic nie może mi go zepsuć. Ale w piątek dostaliśmy informację, że o godz. jest zebranie w świetlicy wiejskiej. Piękny czar prysł. Powiedzieli, że mamy zabezpieczyć swój dobytek i powinniśmy szybko się ewakuować, bo wody będzie po – Mówili, że zaleje wieś na trzy metry. Gdyby tak się stało, Nowa Sól by – Dodali, że ci, którzy mają strych na tej wysokości, mogą jeszcze – Nie do końca w to wszystko wierzyliśmy, ale jednocześnie widzieliśmy, co się dzieje we Wrocławiu. Bo po Raciborzu i Kłodzku wydawało nam się, że tam się dzieje tragedia, bo to są górskie tereny i rwą tam potoki. Tak, po Wrocławiu zdawaliśmy sobie sprawę, że już nie ma żartów. Wróciłem po zebraniu i mierzyłem, jaka jest wysokość naszego domu. Stoi na podwyższeniu, wyszło trzy i pół metra i podjąłem decyzję, że zostaję. Ludzie wywozili swoje zwierzęta. Dostaliśmy wywrotkę piasku i tylko 200 worków, żeby uzupełnić wał. Andrzej Balinowski zorganizował więcej i na zakręcie, gdzie teraz jest przystań, robiliśmy kolejne zabezpieczenia. Łącznie położyliśmy jakieś 2 tys. worków. Przyjeżdżali nam pomagać ludzie ze Starego Żabna. Brakowało jednak żołnierzy – decydenci powinni wtedy rzucić do nas więcej – Ci ludzie ze Starego Żabna przyjeżdżali nie po to, żeby sobie popatrzeć na sensację, tylko naprawdę realnie pomagali. W poniedziałek po południu wyjechałam z naszą 5-letnią córką Eweliną do teściów do Siedliska. Psa też wzięłyśmy ze sobą, mieliśmy takiego dużego owczarka. Był podobny do tego, który leży teraz pod pana nogami. Nadal myślałam, że to Przyborów popłynie – tam do wału brakowało metra wody, z kolei u nas było jej do – Patrzyliśmy z sąsiadami na Odrę, jak zaczyna przybierać. Zalało nas już 15 lipca, dzień przed falą kulminacyjną. Była z hakiem. Świeciło słońce, siedzieliśmy przy wale koło dzisiejszej przystani, rozmawialiśmy i obserwowaliśmy. Dostrzegliśmy, że rzeka nieco opada. Pierwsza reakcja? Że pewnie przerwało wał w Przyborowie. Dopiero po jakimś czasie zauważyliśmy, że to u nas, 200-300 metrów dalej, przelewa się woda. Pobiegliśmy w to miejsce, ale wyrwa miała już pięć metrów. Szybko rzucaliśmy worki na taczkę i biegliśmy na wał, żeby to jakoś ratować. Jeden facet w adrenalinie wziął dwa worki wypełnione piaskiem. Normalnie by tego nie uniósł. Nie dało rady już tego zasypać. Do tej pory mam dreszcze, jak o tym mówię. Widzieliśmy już w przeszłości, co potrafi zrobić woda, dlatego nie ukrywam: na początku się przestraszyliśmy, wpadliśmy w panikę, wsiedliśmy na ciągnik i daliśmy nogę. Potem trochę ochłonęliśmy i wróciliśmy do domów. Woda płynęła nadal, po godzinie wyszliśmy na podwórko. Mieliśmy wrażenie, że już nic gorszego się u nas nie wydarzy, bo wydawało nam się, że teraz płynie bardziej na ul. Łąkową na Starym Żabnie i do szczególnego się nie działo, dlatego w kilku mężczyzn spotkaliśmy się pod sklepem. Wyłączyli nam prąd, a właściciel miał całą zamrażarkę lodów. Czyli woda płynie, jesteśmy w szoku i nie do końca wiemy, co się dzieje, co będzie dalej, ale siedzimy w 17 chłopa i jemy lody. A potem jedna, druga – Zostawić mężczyzn samych w domu…Jerzy: – Trochę podrinkowaliśmy. Mniej więcej o północy poszliśmy z kuzynem żony do domu. Byliśmy przekonani, że nie będzie źle. Ale wstaliśmy rano i we wsi mieliśmy jeden wielki basen. Nasze podwórko było zalane, woda buzowała, gotowała się i w końcu weszła do mieszkania. Mieliśmy jej ponad pół metra. Tylko że to nie był koniec, bo fala kulminacyjna przyszła 16 lipca około Nagle zrobiło się takie ciśnienie, że aż ściskało głowę. Dodatkowo zaczął padać silny deszcz. We wsi było jakieś półtora metra wody, ale po kulminacji nie przybyło jej więcej. W czwartek albo piątek wzięliśmy szpadle i przekopaliśmy metr wału, wtedy zaczęła schodzić. Dużo pomagali nam Duńczycy. Nie można było spać, bo ich pompy chodziły głośno, przez tydzień pracowały cały czas, żeby wypompować wodę, dzięki temu później mieliśmy już dojazd ze wsi do miasta przez Stare Żabno. W samej Starej Wsi stała z trzy miejsceMałgorzata: – Moja mama mieszka tu od dziecka i opowiadała, że w tym drugim miejscu, w którym przerwało wał, było kiedyś takie bajorko, bagno, które się zapadło. Prawdopodobnie woda w nocy nadeszła stamtąd. Zresztą podczas wiosennych roztopów najszybciej dostawała się do wsi właśnie z tamtego – W 2010 r., podczas kolejnej wielkiej powodzi, wał był już zrobiony, pilnowaliśmy tego bagna i we wsi powstały tylko podsiąki, a nie regularny – Druga wersja była taka, że wysadzili wał*.Jerzy: – Niczego nie wysadzili. Przecież słyszelibyśmy z chłopakami wybuch. Chociaż z drugiej strony obok nas stał wtedy włączony traktor. Sąsiad bał się, że jak go zgasi, to później już nie zapali. Cały czas dość głośno pracował, ale i tak nie zagłuszyłby wybuchu. Po drugie, po co wysadzać wał akurat w tym miejscu? Można to było zrobić dalej od wsi, żeby nie zalało istniejąJerzy: – Niektórzy brali na dach krzesło, parasolkę i tak siedzieli. A co mieli robić? Spotykaliśmy się czasem u sołtysa Zdzicha Pietrzaka. Kolega miał rodziców przy Cichej, to płynęliśmy do miasta się rozejrzeć. A jakie ryby były wielkie! Czasami ruszaliśmy do sklepu, innym razem do sadu, bo był lipiec i papierówki. Wyciągaliśmy je z wody i jedliśmy. Małgorzata: – Trzeba było trochę z tego żartować, opowiadać sobie kawały, żeby rozbrajać tę sytuację i nie wysiąść psychicznie. Mąż pewnego dnia powiedział mi, żebym nie narzekała, bo w końcu zabrał mnie do Wenecji w spóźnioną podróż poślubną. A w zasadzie Wenecja sama do nas Starej Wsi wróciłam po niespełna tygodniu od zalania, Ewelinka została jeszcze u babci, choć też chciała wracać już do domu. Pamiętam, że wyszłyśmy na górkę w Siedlisku, był jeden smród i spytałam, czy na pewno chce wrocić do takiego śmierdzącego domu. Odpowiedziała: „Nie, mamusiu, to ja zostanę jeszcze z babcią”. Jak przyjechała do Starej Wsi we wrześniu, w domu mieliśmy jeden wielki piach i ucieszyła się, że ma wreszcie piaskownicę pod posesji sąsiadów. To byli wiekowi ludzie i musieli wyjechać ze wsi. W ogóle to był czas, kiedy sąsiedzi sobie pomagali. Ktoś ugotował gar zupy, krzyczał, że ma jedzenie, ktoś inny wsiadał w łódkę i do niego płynął. Gdy jechałam do Nowej Soli na zakupy, kupowałam więcej chleba. I znowu krzyczałam: kto potrzebuje bochenka?!Jerzy: – Pytaliśmy też: jesteście, żyjecie?! Trzeba było o siebie dbać, pogodzić się z tym, co się – W pewnym sensie powódź scementowała relacje między sąsiadami. Ludzie na nowo dostrzegli, że inni NarodzenieMałgorzata: – Co później? Do mieszkańców przychodziły panie z poradni psychologicznej w Nowej Soli. Do tych, którzy chcieli skorzystać z takiej porady. Zaczęło się otwieranie okien, osuszanie, zrywanie drewnianych podłóg, kucie, remontowanie. Prądu nie było długo, kilka tygodni. Na drugi rok ludzie obsiali swoje pola. Staraliśmy się o kredyt powodziowy i wcale nie tak łatwo było go dostać. Wnioskowaliśmy o 25 tys. zł. Pierwszą transzę dostaliśmy w połowie września. Ludzie w banku mówili, że na pewno dostaniemy, a wcześniej możemy przecież pożyczyć. Tylko od kogo, jak dookoła ludzie mają zalane domy i też potrzebują pieniędzy? We wsi były nerwy z tego powodu. Z gminy dostaliśmy tonę węgla na osuszanie, z pomocy rządowej – tysiąc złotych. Tysiąc również z Caritasu, pomogli nam też Duńczycy, którzy dali 5 tys. Widzieli, że u nas nie ma podłóg i za te pieniądze zrobiliśmy posadzki. Później dostaliśmy dwie kolejne transze kredytu, ale za każdym razem mieliśmy tylko dwa tygodnie, żeby rozliczyć się z fakturami. To absurd! Mnóstwo ludzi kupowało rzeczy potrzebne do remontu i ich brakowało, trzeba było czekać na materiały. Bywało tak, że płaciliśmy za jakiś towar od razu, bo trzeba było mieć na to papier, a materiały przychodziły później. Ta pomoc ludzi poróżniła, bo podobną dostawali ci, których domy były zalane bardzo wysoko, i ci, którzy mieli zalany nauczycielką, pracowałam w „Nitkach”, które też zalało. Z pracy w syfie wracałam do domu w syfie. Miałam chwile zwątpienia. W jedną z listopadowych niedziel usiadłam na schodach i rozpłakałam – Po powodzi mówili, że postawią nam domki przy Ciepielowskiej w Nowej Soli, a Stara Wieś będzie terenem zalewowym. Ten pomysł umarł, ale rzeczywiście kilka osób wyprowadziło się do Lubięcina. Z remontem zdążyliśmy na Boże Narodzenie 1997. Dosłownie każda niedziela była robocza. Betoniarki chodziły cały czas. Jeszcze tydzień przed Wigilią lakierowaliśmy – Bardzo chcieliśmy, żeby święta odbyły się już u nas. W grudniu w całej wiosce było czuć takie ciepło, radość, że nadchodzi jakaś normalność, że święta będzie można spędzić rodzinnie. Dla nas to miał być sygnał i symbol: rozpoczynamy nowe – Zapominamy o powodzi tysiąclecia.*W poprzednim odcinku naszego cyklu Krzysztof Gonet i Józef Suszyński, w ‘97 prezydent i wiceprezydent Nowej Soli, stanowczo zaprzeczyli, że wał w Starej Wsi został celowo zniszczony.**Fragment książki „Rzeka ma zawsze rację” o powodzi tysiąclecia w Nowej Soli i TYGODNIKA KRĄGAboutLatest Posts Nie ma to jak woda brzozowa do śniadania, chłodzona porannym mrozem, uwielbiam mieszkać na wsi #zdroweodżywianie #woda #wodabrzozowa #sokzbrzozy #zdrowejedzenie #zdrowie #odporność #mocnatury #naturephotography #nature #mocziół #zioła #brzoza #wiosna #wiedźma #szeptucha #ogród #wieś #dzikapolska #polskawieś #napójbogów #
Więcej wierszy na temat: Przyroda « poprzedni następny » Cienkie jak kwiatowy płatek słońce wynurzało się zza horyzontu. Przedzierało się przez chmury jak ktoś, usiłujący przecisnąć się przez wąskie przejście. Nieśmiało oświetliło pozbawiony skrzydła stary wiatrak, stojący wśród sosen na górce. Niewielki domek widniejący na tle szmaragdowej zieleni, po czym zawędrowało na podwórko. Tam, przed paroma chwilami wypuszczone z kurnika kury z gorączkowym gdakaniem kłębiły się, czekając na śniadanie. Dwie z nich z zapałem dziobało coś w trawie. W powietrzu unosił się zapach pierza. Przyczłapały też kaczki z opalizującymi zielonymi piórkami i eleganckimi czarnymi czepcami. Ogromna gęś zajęła się gonieniem psa po podwórzu. Ptak rozpostarł skrzydła i uniósł je tak wysoko, że niemal szybował nad ziemią. Pies skrył się w budzie w momencie, gdy gęsi dziób wystrzelił naprzód, żeby capnąć go w kark. Za podwórkiem w ogrodzie kwitły wysokie kwiaty, podobne do dumnych wartowników, trzymających straż w pełnym słońcu. Nad kwiatami i między drzewami unosiło się tysiące światełek , latający i wirujący balet owadów. Ich małe skrzydełka połyskiwały paletą barw i kolorów. Zbliżało się przepiękne popołudnie. Gdzieś w oddali słychać było warkot traktora, pracującego na jednym z poletek. A pod wieczór… Tessa50 Napisany: 2015-02-21 Dodano: 2015-03-02 10:08:47 Ten wiersz przeczytano 1250 razy Oddanych głosów: 38 Aby zagłosować zaloguj się w serwisie « poprzedni następny » Dodaj swój wiersz Wiersze znanych Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński Juliusz Słowacki Wisława Szymborska Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński Halina Poświatowska Jan Lechoń Tadeusz Borowski Jan Brzechwa Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer więcej » Autorzy na topie kazap Ola Bella Jagódka anna AMOR1988 marcepani więcej »
UVQXUS.
  • nt2091hyz3.pages.dev/110
  • nt2091hyz3.pages.dev/78
  • nt2091hyz3.pages.dev/317
  • nt2091hyz3.pages.dev/231
  • nt2091hyz3.pages.dev/221
  • nt2091hyz3.pages.dev/315
  • nt2091hyz3.pages.dev/230
  • nt2091hyz3.pages.dev/211
  • nt2091hyz3.pages.dev/358
  • nie ma to jak na wsi rankiem